[ Wegańskie dania ]

Wegańskie GOŁĄBKI BEZ ZAWIJANIA Z JARMUŻEM

Zakładając tego bloga byłam świeżo upieczoną, bo zaledwie z rocznym stażem, wegetarianką.
W międzyczasie poszłam o krok dalej, w stronę weganizmu i był to początek reszty mojego życia, można by rzec… :)
W swobodnych rozmowach z bliskimi i znajomymi gdzieś tam ten temat pojawia się i przewija, i czy to sprawa dobrych czarów czy innych fluidów – nie wiem, dość, że kilka osób z mojego otoczenia postanowiło SPRÓBOWAĆ TEŻ.
I w ten sposób, mając za sobą pół roku weganizmu, mam też „na koncie” kilkoro świeżo upieczonych przeze mnie i mojego Męża wegan ;)
I zawsze kiedy opowiadam im o tym, co już sama wiem, wysyłam maile, linki do stron, itd. przewija się w odpowiedzi jedno hasło „powinnaś pisać o tym bloga”. No tak. Nawet mam już bloga. Tylko nie mam kiedy go pisać…

Dziś nastąpił jednak przełom. Popełniłam w kuchni coś tak smacznego, że nawet moje wiecznie marudzące przy stole starsze dziecko (które najchętniej odżywiałoby się praną i lodami) powiedziało najpierw „uhm, to jest pyszne”, potem „poproszę o dokładkę” (szok!) a potem jeszcze „zawsze w poniedziałki będziesz robić takie coś”… Prawie popłakałam się przy stole, bo moja starsza córka to mój Bardzo Ważny Krytyk…

Ok, pomyślałam sobie, oczywiście muszę podzielić się tym odkryciem z … i z … i z…. i tak kilka osób jeszcze przyszło mi na myśl, no i w końcu stwierdziłam, że chyba lepiej jednak zacząć pisać tego bloga…
Kropką nad „i” były słowa pewnego Piotra: „Dzięki za linki i wsparcie, zacząłem nowe życie!”.
Ja też dziękuję Wam wszystkim – za mobilizację do obudzenia mojego śpiącego bloga w duchu weganizmu :)
A więc – Piotruś ;) – specjalnie dla Ciebie:

Wegańskie – gołąbki z jarmużem – bez zawijania

jarmuż

Zazwyczaj gotujemy i jemy bardzo prosto, unikamy niepotrzebnego przetwarzania jedzenia, staramy się jeść wszystko jak najbliżej podstawowej postaci czyli jak brokuł to zblanszowany, jak szpinak to trochę poprzewracany z solą i czosnkiem na oliwie, jak papryka to właściwie tylko ogrzana na patelni; do tego ugotowany makaron i smacznego.

Czasem jednak przychodzi człowiekowi taka myśl: „gołąbki”… :)
Miały być w niedzielę dla gości, ale gościom dziecko zachorowało; miały być zawijane w liście kapusty ale kapusta mi zmarniała; pozostały 2 rzeczy – niemożliwa do odrzucania chęć ich zjedzenia w końcu! oraz jarmuż – takie warzywo, o którym jeszcze tydzień temu nie miałam najmniejszego pojęcia, a które okazało się być bardzo ozdobną i niesamowicie zdrową… kapustą :)

Gołąbki miały być z kaszą gryczaną i grzybami – pieczarkami, no i bez p… się ;) czyli bez zawijania

Potrzebne będą:

jarmuż 
kasza gryczana (polecam niepaloną) – u mnie 2 szklanki
grzyby/pieczarki + cebulka + pieprz + sól  – u mnie pieczarek kilo

kasza jaglana (szklanka)
fasola czerwona (w puszce bo miało być szybko – niezbyt to zdrowe ale nie przesadzajmy ;))
– olej do smażenia + mąka do obtaczania (też niezdrowe ale jak wyżej)
ZACZYNAMY

od wstawienia kaszy.

I tutaj od razu na początek ciocia dobra rada – jak ugotować kaszę gryczaną, żeby jej nie przypalić? Odpowiedź – NIE MIESZAĆ!


Miarkę kaszy (szklanka, 2 szklanki, pół szklanki, ile kto potrzebuje) przepłukujemy i wsypujemy do garnka. Zalewamy 2 miarkami wody, przykrywamy i stawiamy na ogień; kręcąc się po kuchni mamy garnek na oku. Jak tylko woda zacznie się gotować zmniejszamy ogień do minimum, wsypujemy ilość soli odpowiednią do ilości kaszy (pół łyżeczki, łyżeczkę, szczyptę itd.), powstrzymujemy się – chociaż korci nas strasznie – i NIE MIESZAMY, i tak przez chwilkę jeszcze, nieokreśloną ilość minut, pozwalamy kaszy się gotować. Po tych kilku minutach zaglądamy do garnka i jeśli na górze nie widać już wody, wyłączamy ogień – cały czas NIE MIESZAMY KASZY -, przykrywamy i nie robimy już nic, tylko pozwalamy jej dojść do odpowiedniej formy czyli ani rozgotowanej, ani przypalonej, ani surowej, tylko takiej akurat idealnej do jedzenia :)

Tak samo gotujemy kaszę jaglaną (i każdą inną). Ja miałam akurat resztę jaglanki ze śniadania :)
(Przygotowując to danie następnym razem ugotowałam po prostu obie kasze razem w jednym garnku).

Wracając do gołąbków – będą potrzebne jeszcze grzyby/pieczarki, które podsmażamy z cebulką na patelni. Jako że gołąbki będą bez zawijania, zależy nam na ścisłości farszu, tak więc tym razem cebulka i pieczarki wylądowały razem w blenderze, który posiekał je znacznie drobniej, niż normalnie kroimy do patelni i o to chodzi.

Zawartość blendera przerzucamy na rozgrzaną patelnię, dodajemy oliwy, trochę pieprzu i soli i tak sobie mieszamy trochę łopatką aż pieczarki przestaną być surowe. Oczywiście pieczarki puszczą soki więc pieczarkowe błotko z patelni przerzucamy na sitko ustawione na jakiejś miseczce i odsączamy z tej całej wody. Wodę zachowujemy gdyż przyda się do zrobienia sosu na koniec.


Do wielkiego garnka kroimy drobno liście jarmużu, wrzucamy odsączone pieczarki i obie kasze oraz w międzyczasie zmiksowaną czerwoną fasolę (pięknie skleja farsz, podpatrzyłam u Olgi Smile :)) i mieszamy wszystko dokładnie tak, żeby dobrze razem się  trzymało.

Formujemy w rękach gołąbki, takiej wielkości, jaka tylko nam się podoba, obtaczamy lekko w mące i smażymy pięknie rumiane z obu stron. Z tej ilości składników wyjdzie 26-30 dość dużych sztuk.

Przydałby się sos jeszcze :)

Sos zrobiłam na bazie wegańskiej śmietany słonecznikowej, dodałam do niej tej grzybowej wody, która leżała sobie do tej pory spokojnie w miseczce i naprawdę nic więcej nie trzeba było robić, jak już tylko nakładać na talerze, polewać śmietano-sosem i zajadać ze smakiem.

Spostrzeżenia – robiłam kiedyś takie gołąbki bez zawijania z normalnej kapusty poszatkowanej. To było zresztą ostatnie mięsne danie jakie popełniłam w życiu… Te dzisiejsze były o wiele lepsze – jarmuż zachowuje smak kapusty ale jest o niebo lżejszy, delikatnie chrupiący i taki pięknie zielony :)

Dawno nie robiłam tak „skomplikowanego” obiadu ale czasem można sobie pozwolić na takie szaleństwo. Zresztą, cóż to za wielka robota – ugotować kaszę, podsmażyć pieczarki, poszatkować jarmuż, zmielić fasolę, wymieszać wszystko, a potem tylko formować, obtaczać, smażyć, polewać sosem i…

SMACZNEGO KOCHANI! :)

Tags: , ,

Wszystko jest w głowie

11 Comments

  1. Sylwia,

    kocham Cię po prostu! Jesteś moim Bogiem od początku przejścia na weganizm- już cztery lata. :) Bardzo Ci dziękuję za tego bloga!

    Ściskam
    Natalia

    1. Natalia,
      brak mi słów, bardzo dziękuję Ci za ten komentarz i ogromnie cieszę się, że ten blog ma jakiś sens, pozdrawiam ciepło :)

  2. Jestem na Rawtill4 więc nie mogę smażyć u używać tłuszczu, pieczarki poddusiłam z cebulka a gołalbi zapiekłam zaraz będę próbować wyglądają pycha :)

    1. Super opcja, po takim czasie od tego wpisu też jestem skłonna bardziej robić tak, jak napisałaś :)

  3. Witam!
    Dzisiaj je robię :) W związku z tym mam pytanie – czy można je mrozić, jeśli wszystkie nie zostaną pochłonięte? ;)
    Asia

    1. Hej :) Odpowiem zgodnie z prawdą – nie mam pojęcia, bo jeśli już robię coś takiego to zjadamy wszystko najpóźniej następnego dnia i generalnie w ogóle nie mrożę żadnego jedzenia. Wydaje mi się, że powinno być ok, pomijając aspekt energetyczny pożywienia zamrożonego ;) Jeśli będziesz mrozić to potem wróć tu, proszę i podziel się swoim doświadczeniem z innymi, ok? Dzięki i… SMACZNEGO, mam nadzieję :))

  4. Hej Kochana!!! Super!!! Jestem pod ogromnym wrażeniem!!! tak czytałam, czytałam ten tekst i zastanawiałam się, czy to Ty, czy nie Ty…;-))) prawie wszystko mi pasowało… Te gołąbki wyglądają rewelacyjnie!!! tylko gdzie kupić jarmuż? pewnie na jakimś targu, bo w jarzyniaku ani w sklepie nie spotkałam… ale wypróbowałam Twój koktajl z mleka sojowego i banana – pożywny i smaczny :-))) dziękuję za wszystkie linki, rady, przepisy!!! jeszcze nie zaczęłam, bo "wykańczam" weekendowe zapasy… ale pomału wprowadzam "wegańskie" zmiany… Pozdrowionka!!!

    1. Marzena :)) DZIĘKUJĘ :)
      Jarmuż faktycznie ciężko dostać; ludzie nie znają go za bardzo więc o niego nie pytają, więc sprzedawcy nie przywożą… Mogę Ci zamówić jak będę brać dla siebie u moich zaopatrzeniowców ;) Cieszę się nieziemsko!

    2. Hej.

      Mi pare razy udalo sie kupic jarmuz w Auchanie. Jadlem go w wersji surowo zmielonej (bardziej w strone raw food) ale szukalem tez jakiegos ciekawego przepisu i prosze.
      Bardzo dziekuej. Wykorzystam przy najblizszej nadazajacej sie okazji.

      Pozdrawiam
      Jarek

    3. O jak fajnie :) A skoro już ten przepis został "odkopany", uzupełnię dziś trochę zdjęć, bo za pierwszym razem proces produkcyjny został za późno złapany w aparat :) Kolejnym razem smakowało nam jeszcze bardziej, tak że mam nadzieję, że i Tobie danie przypadnie do gustu – jeśli możesz, wróć tu potem i napisz jak wrażenia ok? Dzięki i pozdrawiam! :)

  5. Jako mąż mogę stwierdzić, że jadłem ;) Nie przystoi mi powiedzieć coś negatywnego ale na szczęście nie muszę. Danie fajne, lekkie i wyraziste w smaku. Na kolację dojadałem chciałem trzy – na talerzu dostałem sześć – więc zjadłem sześć :)))

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *